Okna, przez które można podziwiać przyrodę, korzenne zapachy i świeża bryza lub po prostu spacer boso po własnym ogrodzie: jest wiele powodów, aby przenieść się na wieś. Ale obecnie jest jeden szczególny: wielkie metropolie z ich zagęszczeniem powoli tracą swój urok.
Przekład tekstu: Barbara Jahn
Fenomen ucieczki z miast: autorka Karen Rosenkranz napisała na ten temat wieloaspektową książkę, która dotyka sedna tematu z różnych perspektyw.
© Mariana de Delás i Gartnerfuglen, z „City Quitters” Karen Rosenkranz; Frame Publishers
Pragnienie sielskiego życia na wsi znów stało się silne – nie po raz pierwszy w historii ludzkości.
© Mariana de Delás i Gartnerfuglen, z „City Quitters” Karen Rosenkranz; Frame Publishers
Są ludzie, którzy mają dość. I jest ich coraz więcej. Ci, którzy mogą, opuszczają miasto i przenoszą się na wieś, aby zacząć tam od nowa. Zacząć od nowa to wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem, cieszyć się ciszą, poczuć przestrzeń, poszukać samotności, a może nawet być niedostępnym. To marzenie to nie tylko zasługa małego, niewidzialnego wroga, który obdarował nas nową ozdobą ust i nosa, tylko raczej tendencja, która w ostatnich latach bardzo się nasiliła. Co mają o tym do powiedzenia ci, którzy prorokują, że za kilka lat trzy czwarte ludzkości będzie mieszkało w miastach?
Eksplozja o szczególnej skali: rozwój miast w ciągu jednego stulecia zapiera dech w piersiach.
© Ktrinko / wikipedia
Pochodząca z Austrii badaczka trendów Karen Rosenkranz, która sama mieszka w Londynie, podjęła w swojej książce „City Quitters – Creative Pioneers Pursuing Post-Urban Life” ten paradoksalny w świetle tych prognoz fenomen, który najwyraźniej powtarza się cyklicznie i opisuje na 22 indywidualnych przykładach różne scenariusze wyprowadzki z miasta, które symbolizują to, co porusza całe pokolenie ludzi. I to coraz więcej. Ale co to właściwie oznacza, jeśli przyjrzymy się losowo rozwojowi różnych obszarów podmiejskich międzynarodowych metropolii?
Niech kosztuje, ile chce
Tak zwani „City-Quitters”, jak badaczka Karen Rosenkranz nazywa w swojej książce uciekinierów z miast, chcą nowego początku. W większości przypadków oznacza to wywrócenie całego życia do góry nogami. Rośnie również potrzeba zrobienia tego w zupełnie innym, nowym miejscu – gotowość na radykalne cięcie nigdy nie była większa. „Niezapisane, białe kartki” na nowe rozdziały życia często znajdują się w wiejskim otoczeniu metropolii, a niekiedy także nieco dalej. Lasy, pola, plaża – wszystko jest dobre, byleby wynieść się z miasta. To marzenie może nieco kosztować, ponieważ nowa jakość życia, którą dzięki niemu zyskujemy, i tak jest bezcenna. Tendencja do urządzenia sobie spokojnego życia na wsi rośnie nie tylko w Austrii, Niemczech i Szwajcarii, choć ziemia jest coraz rzadszym i trudno dostępnym dobrem, a w wielu miejscach – jak na przykład ostatnio w Hamburgu – myśli się już o ograniczeniu, a nawet zakazie rozrastania się miast poprzez ich dalszą rozbudowę w postaci domów jednorodzinnych. Również w Paryżu, Londynie i Nowym Jorku ludzie szukają idylli, której nie można już znaleźć w przepełnionych miastach.
Spokojne odosobnienie poza miastem staje się nowym „miejscem do życia”.
© Claudia Rocha z „City Quitters" Karen Rosenkranz, Frame Publishers
Adieu zamiast Au Revoir
Wyzwolenie może się udać: zamieniając milionową metropolię na liczącą 1000 mieszkańców wieś, pozbywamy się presji i gonitwy życia. Sama myśl o tym przynosi ulgę. Nie trzeba się zbytnio martwić o życie zawodowe: biuro domowe i tak od kilku miesięcy jest integralną częścią pracy, resztę można połączyć z przyjemnościami i złożyć krótką wizytę w mieście. Rożen się obraca. Na przykład w Paryżu – kto by pomyślał. Paryżanie, których tętniące życiem dzielnice i kultura zawsze były dumą mieszkańców, coraz częściej odwracają się od swoich małych mieszkań, a tym samym od swojego miasta. Znalezienie nowego domu poza granicami miasta wydaje się atrakcyjne i kuszące – jest tańsze i oferuje wysoką jakość życia. Sam Paryż jest drogim miejscem, gdzie wielu może sobie pozwolić tylko na mieszkania na peryferiach, i pomimo tego wciąż będzie odczuwać tu miejską ciasnotę. Zanim ogłoszą kolejny lockdown lub podobne scenariusze, ludzie szturmują agentów nieruchomości, którzy mają coś do zaoferowania w okolicach Paryża, ale także na francuskich wybrzeżach. Telefony są gorące.
W poszukiwaniu wyjścia: oczekuje się, że w przyszłych mega miastach będzie mieszkać ponad 2000 osób na kilometr kwadratowy.
© Iberola
Operacja „sielska wieś”
Podobne trendy obserwuje się również po drugiej stronie kanału La Manche, gdzie coraz więcej londyńczyków rozgląda się w poszukiwaniu wymarzonego miejsca w otoczeniu zieleni. Brytyjska stolica pęka w szwach, przedmieścia są przepełnione, a ulice coraz bardziej zatłoczone, mimo że po wielkim pożarze Londynu w 1666 roku zostały we wszystkich większych miastach Europy znacznie poszerzone. Życie w codziennym ścisku z zachowaniem wymaganego dystansu społecznego jest trudne, a kiedy jest ogłaszany kolejny zakaz opuszczania domów w gęsto zaludnionych dzielnicach, tylko nieliczni mają ochotę na podgrzany nastrój i konflikty społeczne. Od czasu ostatniego kryzysu w 2008 roku nie było w Wielkiej Brytanii takiego szturmu na domy z ogródkiem, na które wielu Brytyjczyków jest skłonnych wydać znaczne kwoty. Pożądane regiony, takie jak Kornwalia i Devon osiągają rekordowe poziomy cen. Od feudalnych wiejskich domów po przytulne chaty, wszystko znajduje nowego właściciela. Niektórzy decydują się na renowację, inni budują swój wymarzony dom sami.
Wyśnił mi się
Kawałek dalej, za ocean, do Nowego Jorku. Już po 11 września wzrosło zapotrzebowanie na miejsca zamieszkania poza tzw. Wielkim Jabłkiem, ale tym razem jest ono jeszcze większe. Chęć ucieczki od zgiełku, zamiany maleńkich mieszkań na kilka tysięcy metrów kwadratowych własnej ziemi staje się rzeczywistością, a życie własnymi marzeniami tkwi chyba w DNA każdego Amerykanina. Grunty i nieruchomości na Long Island, w New Jersey, Connecticut i w samym stanie Nowy Jork sprzedają się znakomicie w zamian za odrobinę szczęścia. Również tutaj zieleń zamienia się w złoto – oczywiście w przenośnym znaczeniu.
Jak daleko jest wystarczająco daleko? Wzrost znaczenia wewnętrznej równowagi pozwala nam powrócić do dotychczas raczej nietypowych środowisk życia.
© Arnie Galbraith, z „City Quitters” autorstwa Karen Rosenkranz, Frame Publisher
Zacznijmy wszystko jeszcze raz
Nie ma znaczenia, której nacji bliżej się przyjrzymy – wszystkie mają jedną wspólną cechę: coraz większą uwagę przywiązuje się do budownictwa oszczędzającego zasoby, wrażliwego planowania, zrównoważonych źródeł energii i rewitalizacji istniejącej substancji. Nowe budynki idealnie wpasowuje się w otoczenie, zamyka się luki, odświeża się struktury wsi i poszukuje harmonii z naturą. Jednak ten globalny projekt może odnieść sukces tylko pod warunkiem przemyślanego działania i dalekowzroczności, a to oczywiście wymaga również zaangażowania polityki, by wykorzystać to, co już jest. Może nie znajdziemy tam wszystkiego, co ma do zaoferowania duże miasto. Ale fakt, że można być o wiele szczęśliwszym mając mniej, jest odkryciem, którego z pewnością w przyszłości dokona jeszcze wielu.
Inspirująca lektura: „City Quitters – Creative Pioneers Pursuing Post-Urban Life” autorstwa Karen Rosenkranz, wyd. Frame Publishers
© Frame Publishers
Polecana książka:
W „City Quitters – Creative Pioneers Pursuing Post-Urban Life” mieszkająca w Londynie austriacka badaczka trendów i pisarka Karen Rosenkranz opowiada 22 bardzo indywidualne historie ludzi z całego świata, którzy przenieśli się z wielkiego miasta na wieś i bada ich motywy, powody decyzji i uczucia.